Królestwo znów potrzebuje bohaterów!
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.
Królestwo znów potrzebuje bohaterów!

---
 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  Zaloguj  

 

 Atramentowy pałac.

Go down 
2 posters
AutorWiadomość
Cecylia
Mistrz Gry, Szlachcianka
Cecylia


Liczba postów : 181

Character sheet
ytyi: tyiyi

Atramentowy pałac. Empty
PisanieTemat: Atramentowy pałac.   Atramentowy pałac. EmptySob Mar 17, 2012 8:29 pm

Mały, zbudowany w starym stylu domek. Obecnie stoi otwarty i każdy może się w nim schować w czasie deszczu. Ma tylko trzy pomieszczenia i małą kuchenkę. Powstał jako dar Jacka dla Charlotte, lecz po wszystkich wydarzeniach jakie ich spotkały stoi pusty, nigdy nie zamieszkany. Jack dokończył jego budowę na cześć Charlotte i nad wejściem kazał wygrawerować głowę lwa i kwiat irysa złączone ze sobą. Jest to symbol jedności obu rodów.
Powrót do góry Go down
Cecylia
Mistrz Gry, Szlachcianka
Cecylia


Liczba postów : 181

Character sheet
ytyi: tyiyi

Atramentowy pałac. Empty
PisanieTemat: Re: Atramentowy pałac.   Atramentowy pałac. EmptyCzw Kwi 05, 2012 9:28 pm

Cecylia przechadzała się po ogrodach podziwiając ich urok. Zdecydowanie wiosna była piękną porą roku, która sprawiała, że miejsce to robiło się naprawdę piękne. Wdychała świeże powietrze i lekko się uśmiechała. Dla Cecylii było to coś bardzo rzadkiego, nie przywykła do uśmiechów. Zwłaszcza bez powodu. Była zazwyczaj całkowicie poważna, niekiedy uznawano ją nawet za wiecznie smutną. I szczerze mówiąc, coś w tym było. W jej domu, rodzinie mówiono, że jest reinkarnacją ich prababki - Charlotte. Sama Cecylia była skłonna do tego, by w to uwierzyć. Czasami, gdy stawała przed jej portretem czuła jej ból, czuła się te, jakby była nią. Poza tym, jej chora ambicja, by zniszczyć Lwy i wznieść ród Irysów jak najwyżej... Tak, Cecylia uważała się za reinkarnację Charlotte. Chciała, by wiedźma była przy niej podczas jej wędrówki do władzy. Jednak jakie miała na to szanse? Znikome. Myśląc cały czas o Charlotte zaczęła błądzić po ogrodzie nie zwracając uwagi na to, gdzie idzie. Nim się spostrzegła dotarła do miejsca, w którym była tylko raz w życiu i uciekła z płaczem. Sama nie wiedziała, co jej się wtedy stało. Jednak gdy doszła do tego starego, ale na swój sposób pięknego budynku... Gdy zobaczyła połączone herby Lwów i Irysów coś w niej pękło i zachciało jej się płakać. Miała wtedy dwanaście lat i rodzicie nie wiedzieli co o tym myśleć. Sama z resztą nie rozumiała swojego zachowania. Potem, gdy zaczęto ją porównywać Charlotte zaczęła przypisywać wszystko temu, że to zapewne Charlotte, która w jej mniemaniu cały czas w niej gdzieś jest, zaczęła płakać. Czy jest to prawda? Nikt tego nie wie, a panna Sathiel się uparła i nikt jej nie przekona, że jest inaczej. Z resztą nikt nawet nigdy nie próbował. Właściwie to jej klan nawet czasem się jej boi. Boją się, co mogłaby zrobić. I najwidoczniej słusznie, bo biorąc pod uwagę plany szlachicianki jest czego się bać! Uśmiechnęła się do siebie. Ten herb to tylko oznaka słabości Lwów. Słabości Jacka, który myślał, że Charlotte będzie w stanie mu wybaczyć. Cecylia była pewna, że kobieta nigdy by mu nie wybaczyła. Szła powoli obserwując drzewa okalające dom, trawę, która była odrobinę za wysoka. Podeszła do drzwi i nadal patrzyła na herb. Zaśmiała się szyderczo. Któż chciałby się bratać z tymi idiotami? Prychając weszła do środka nie zamykając za sobą drzwi. Była tam pierwszy raz. Pomieszczenie było udekorowane na starodawny styl, jednak było bardzo ładne i przytulne. O dziwo, nie wyglądało na to, by ktoś coś stąd ukradł. Cecylia podeszła do ściany, na której wisiały obrazy. Spojrzała na nie. Wciągnęła głośno powietrze. Po lewej stronie wisiał portret Charlotte, po prawej Jacka. Czyżby ich miłość naprawdę była tak silna? Cecylia nie wiedziała. Właściwie co w tym dziwnego, skoro nie wiedziała czym jest miłość? Nigdy nie była zakochana. Owszem, kochała swoich rodziców, ale to całkowicie inna sprawa. Zakochana nigdy nie była, więc nie potrafiła pojąć tego, co mogli czuć Jack i Charlotte. Wiedziała jednak, że zdrada, jakkolwiek uwarunkowana, musi boleć. I musi być czymś okropnym. Cecylia brzydziła się zdradą. Usiadła na krześle i podziwiała wnętrze zastanawiając się, jak wyglądałoby życie przodków Irysów i Lwów, gdyby mieli szansę zamieszkać w tym domu. Czy byliby... szczęśliwi?
Powrót do góry Go down
Clementine
Mistrz Gry, Bibliotekarka
Clementine


Liczba postów : 4

Character sheet
ytyi: tyiyi

Atramentowy pałac. Empty
PisanieTemat: Re: Atramentowy pałac.   Atramentowy pałac. EmptyPią Kwi 06, 2012 7:13 pm

To nie było tak, że Clem potrzebowała towarzystwa. Ona nigdy nie potrzebuje towarzystwa, to, w najgorszym wypadku, towarzystwo czuje masochistyczną potrzebę spędzania z nią czasu, który mogłoby poświęcić na coś równie produktywnego, co dłubanie patykiem w ziemi. Ona po prostu poczuła chęć zrobienia sobie przerwy od wszystkich tych książek i pergaminów, a fakt, że akurat dzisiaj odbywała się ta cała wielkanocna feta, nie miał z tym nic wspólnego.
Absolutnie nic.
Naprawdę.
Mówiąc szczerze, początkowo uznawała to wyjście za całkiem niezły pomysł. Ubierze się ładnie, zamówi herbatę i przez chwilę poudaje osobę, której egzystencja na tym padole łez nie przyprawia o chroniczną migrenę. Może nawet poprawiłaby trochę swój wizerunek wrednej, ostrej małpy, do której bezpiecznie jest podejść tylko z tasakiem do mięsa i ochraniaczem na genitaliach? Już nawet zaczynała odczuwać coś na kształt lekkiej radości, gdy jej oczom ukazała się herbaciarnia.
To było straszne. Kolorowe ozdóbki i jajka wypalały jej nieprzyzwyczajone do takiego natłoku barw oczy, przewiercając się brutalnie do mózgu, w którym siały zamęt niczym młody smok wpuszczony do kwiaciarni. Przez chwilę po prostu stała w miejscu, gapiąc się tępo w przestrzeń, chude palce zaciskając na czarnym materiale jedynej sukienki, którą mogła uznać za wyjściową, jakby usilnie próbowała obudzić się ze złego snu. Otrząśnięcie się z tego szoku zajęło jej prawie dziesięć minut.
Dziesięć. Długich. Minut.
Z letargu wyrwał ją jakiś młody chłopiec idący za rękę z matką, który z całej siły kopnął ją w kostkę, chcąc sprawdzić, czy aby na pewno żyje. Mocno zakłopotana kobieta próbowała przeprosić bibliotekarkę, ale ta jedynie syknęła na nią wściekle, po czym ruszyła w bliżej nieokreślonym kierunku, roztaczając wokół siebie aurę wyjątkowo wściekłej chmury burzowej.
Nigdy nie była osobą specjalnie towarzyską, zawsze jej to wypominano. Nawet jako dziecko nie chciała brać udziału w jarmarkach czy zabawach, zawsze wykręcając się słabym zdrowiem swoim, albo swojego ojca. Z czasem zyskała opinię aspołecznej ekscentryczki, z którą jedyny kontakt można nawiązać wtedy, gdy zaczepi ją się z zaskoczenia podczas porannych zakupów. Nie była niemiła, bardziej sprawiała wrażenie wiecznie przerażonej i zmęczonej. Dla niej nie było to niczym nienaturalnym, biorąc pod uwagę fakt, że od małego musiała ukrywać swoją tożsamość, żywiąc swoje lęki wiecznie wyraźnym obrazem zmasakrowanego przez myśliwych i zwierzęta ciała swojej matki. Nawet teraz, gdy tylko pozwoliła swoim myślom płynąć swobodnie, przed jej oczami pojawiała się tamta scena, wybijając ją z rytmu na kilka dobrych godzin. Jej podejście do życia zmieniło się, gdy osoba, której postanowiła zaufać wydała ją myśliwym. Tamtego dnia przestała się bać. Towarzyszący jej dotąd strach zastąpiła paląca wściekłość i niechęć, zatruwające powoli jej serce i umysł, aż w końcu nie zostało w niej nic poza zwęglonymi resztkami uczuć i tej przeklętej wizji poszarpanego mięsa w sukience, którą sama pomagała szyć.
Idąc szybko przed siebie Clem wsunęła dłoń pod elegancki, czarny i sztywny niczym drewniana deska gorset, w poszukiwaniu podłużnej paczuszki, którą dostała od jednego podróżnika, który z jakiś niewyjaśnionych powodów oddawał do biblioteki swoje pamiętniki z zagranicznych wycieczek. Zazwyczaj uważała go za idiotę pragnącego jedynie wzbudzić respekt swoimi teatralnymi kłamstewkami, ale nie mogła odmówić, że tym razem wpadł na ciekawy pomysł. W długim, dębowym pudełku znajdowało się kilka ciemnych, mięsistych liści, oraz cienkie, drewniane patyczki. Był to wynalazek jakiegoś dalekiego królestwa. Na patyku uwijało się liść i przypalało sam jego czubek, by potem zaciągnąć się gęstym, słodkawym dymem. Początkowo była sceptyczna co do pomysłu połykania spalin, ale po pierwszym takim skręcie uznała, ze mogłaby coś takiego palić. Dym był ciężki i duszący, ale jednocześnie przyprawiał o przyjemne mrowienie, a sam proces palenia był zaskakująco przyjemny, zaś nieco lepkie liście przyklejały się do drewienek, tworząc zbity rulon.
Brunetka skręciła szybko prowizorycznego papierosa i rozejrzała się dookoła, w poszukiwaniu jakiejś lampy albo świecy, od której mogłaby odpalić. Nagle jej oczy wychwyciły drobny błysk płomienia w oknie jakiegoś domku. Bez zastanowienia ruszyła w jego kierunku, jednak zatrzymała się na chwilę widząc połączone herby dwóch rodów. Sojusz. Miłość. Zaufanie. Jeszcze tylko dodać do tego czterech jeźdźców apokalipsy i otrzymywało się bujdę stulecia. Bibliotekarka parsknęła nieco pogardliwie i weszła pewnym krokiem do domku, stukając drewnianymi obcasami skórzanych trzewików o posadzkę.
To, ze w domu jest ktoś jeszcze poza nią dotarł do niej, gdy odpalała prowizorycznego papierosa. Clementine szybko zlustrowała kobietę wzrokiem i jedynym, co przyszło jej do głowy było "bogacz". BYła w stanie założyć się o to, że jeden but nieznajomej jest wart tyle, co ona cała, a jeszcze zostałaby reszta do oddania.
-Kto by pomyślał, że na fetę w herbaciarni zejdzie się szlachta. -Rzuciła z dosłyszalną, ale nie nachalną nutką kpiny w głosie, po czym zaciągnęła się bladym dymem na swój specyficzny, dystyngowanie wulgarny sposób. Przekrzywiła nieco głowę na bok i zaczęła bez pardonu wpatrywać się w oczy nieznajomej. Zawsze mówiono jej, że jest skrajnie bezczelna jeśli chodziło o rozmowy z osobami wyższymi stopniem, ale nie czuła wewnętrznej potrzeby zmiany takiego podejścia. Przynajmniej była szczera.
Powrót do góry Go down
Cecylia
Mistrz Gry, Szlachcianka
Cecylia


Liczba postów : 181

Character sheet
ytyi: tyiyi

Atramentowy pałac. Empty
PisanieTemat: Re: Atramentowy pałac.   Atramentowy pałac. EmptyPią Kwi 06, 2012 9:45 pm

Minęło sporo czasu zanim do Cecylii dotarło to, że nie była sama. Przed dłuższy czas siedziała w jednym miejscu i wpatrywała się w obrazy. Cóż, zdecydowanie czuła się tutaj dziwnie. Coś od środka kułą ja i uwierało. Jej twarz cały czas nie pokazywała uczuć, jednak można było na niej ujrzeć delikatną zmianę. Coś na kształt bólu. Bólu, który stawał się coraz większy. Cecylia z trudem oddychała, czuła się nie swojo. Nie podobało jej się to, jednak nie miała siły by wstać i wyjść. Już kiedyś czuła się podobnie. W momentach, po których mówiono, że jest inna. Dziwna. Zupełnie nienormalna. Słyszała o sobie takie rzeczy wiele razy, choć zazwyczaj nie zwracała na to uwagi. Bo czemuż by miało ją obchodzić? Dla niej liczyło się to, że była soba. Choć zdawała sobie sprawę z tego, że czasem jednak zachowywała się zupełnie inaczej niż miała w zwyczaju. Czuła, że coś jest z nią nie tak. Tak też było w tej chwili. Zazwyczaj była dumna z tego, kim była. Ale w takich momentach jak te przeklinała to w myślach. Ocknęła się z tego stanu, gdy usłyszala głos kobiety, która weszła do środka Atramentowego Pałacu. Spojrzała na nią lustrując ją od dołu do góry i z powrotem. Tak, widac było, że dziewczyna do bogatych nie należała. Zapewne nienawidziła szlachty. Cóż więc ją sprowadziło do miejsca, które jest zalążkiem historii tutejszej szlachty? Cecylia tylko prychnęła pod nosem. Właściwie to miała gdzieś to, co przygnało tutaj tą małą biedaczkę. Właściwie miałaby gdzieś, że ta siedzi tutaj z nią, gdyby się nie odzywała. Co prawda, musiała przyznać, że pojawienie się kobiety pomogło jej wyrwać się z tego dziwnego transu, ale... Tak, nie miała ochoty rozmawiać z kimś, kto zdecydowanie okazywał pogardę dla niej i jej stanu. Nie wstając ze swojego miesjca, bo przecież nie musiała, spojrzala dziewczynie prosto w oczy. Zupełnie tak, jakby chciała przjrzeć ją na wylot. Oczywiście, nie umiała niczego w tym stylu, ale potrafiła sprawiać wrażenie, jakby wszystko wiedziała o ludziach, na których patrzyła. Od taka umiejętność, nic więcej. Po jakiś pięciu, może sześciu minutach wpatrywania się w jej źrenice westchnęła cicho i odwróciła głowę z powrotem na portrety.
- Nie obchodzą mnie święta obchodzone w tym miejscu. Mam zupełnie inne powody by tu przebywać. A to, że trafiło na dzisiejszy dzień nic nie znaczy. - Własciwie to liczyła na to, że gdzieś w ogrodach spotka Dagora Ciężkąłapę. Mieli sobie w końcu wiele do powiedzenia, prawda? Musiała mu zdać realcję z przygarnięcia pod swoje skrzydła dwóch smoków, powiedzieć co wymyśliła i usłyszeć co on w tym czasie zrobił. Z drugiej strony cieszyła się, że go tu nie ma. Bo tak naprawdę nie do końca miała pomysł na ich kolejne kroki. Przez to całe zamieszanie ze smokami zupełnie nie miała kiedy się zastanowić! Była na siebie zła, zwłaszcza, że przecież zależało im na czasie, ale inaczej nie potrafiła w tym momencie. Z drugiej strony nie chciała niczego robić na szybko. Musiała przemyśleć wszystko dokłanie, tak by nie popełniż żadnego błędu. Cecylia była perfekcjonistką, co oznaczało, że nie zrobi niczego, co uznawała za jedynie "dobre". Patrząc na portrety nuciła sobie coś pod nosem, właściwie to sama nie wiedziała co to. Jednak coś kazało jej to nucić. Nie zwracała zbytniej uwagi na nowo przybyłą. Korzystała z tego, że weszła do środka i że tym razem przynajmniej nie uciekła z nie wiadomo czym spowodowanym płaczem. Zastanawiała się, czy nie powinna iśc do lekarza czy kogoś podobnego z tą jej całą emocjonalnością. Z resztą, tutaj nei chodziło tylko o uczucia. Ona czasami robiła rzeczy, a dopiero potem orientowała się w tym, co zrobiła. Cecylia była przekonana, że to Charlotte w niej tak działa. Cóż, biedna nie wiedziała o czymś takim jak schizofrenia najwidoczniej. Ostatecznie, kończąc nucić pieśń, której wczesniej nie znała spojrzała na Clem i wpatrywała się w nią długo i wyczekująco. Po chwili jednak znudziło ją to więc odezwała się pierwsza.
- A ciebie co niby tutaj sprowadza? Nie wyglądasz na kogoś, kto lubi takie klimaty. - Widziała jej minę, która wyglądała tak, jakby miała zaraz zacząć wymiotować słodyczą i tęczą. Wstała i nie do końca panując nad swoim ciałem, cóż, takie miejsca jak to zdecydowanie działały na jej.... hmmm, powiedzmy "ataki". Dla osoby, która obsesyjnie chciała zadośćuczynienia dla Lwów miejsce, które miało być symbolem zjednoczenia obu rodzin było idealnym bodźcem do ataków. Zdecydowanie nie powinna tutaj nigdy wchodzić. Zwłaszcza, że jak dotąd tylko jej rodzina była świadkiem jej specyficznego zachowania. A to jednak było miejsce publiczne i każdy, włączając w to takich ludzi jak Clem czy członkowie Gwardii, mogli tu wejść w każdej chwili. Poza tym, to miejsce było popularne wśród podróżników i turystów. Nie ma co się dziwić, skoro było punktem pokazowym Romar. Ale wracając do Cecylii. Pustym wzrokiem patrzyla to na Clem to na widok za oknem. Na co miała ochotę? W tym momencie, na taniec. Już miała zacząć tańcować, gdy nagle ocknęła się neispodziewanie z transu i rozejrzała po pomieszczeniu. Zaklnęła w myślach. Cóż, nie chciała, by ktokolwiek widział, co się z nią działo. Przyglądała się długo kobiecie znajdującej się w środku, jakby badała na ile ta zorientowała się w sytuacji. Nie do końca bowiem pamiętała, co robiła. Miała jednak wielka nadzieję, że niczego nie odwaliła i że nikt się niczego nie domyślił. Chrzaknęła głośno.
Powrót do góry Go down
Clementine
Mistrz Gry, Bibliotekarka
Clementine


Liczba postów : 4

Character sheet
ytyi: tyiyi

Atramentowy pałac. Empty
PisanieTemat: Re: Atramentowy pałac.   Atramentowy pałac. EmptyPią Kwi 06, 2012 11:00 pm

Cle obserwowała dziewczynę z mieszaniną kpiny i współczucia pełnego wyższości. Dziewczyna nie wyglądała na normalną, z tego, co zdążyła zauważyć, ale kogo to obchodzi? Ten świat pełen jest tańczących w szalonym tańcu kłamstw i krwi klaunów z twarzami powykrzywianymi w przeraźliwych grymasach uśmiechów. W tym świecie nie ma osób normalnych. Są tylko kłamcy, którzy uwierzyli w swoje własne kłamstwa i nie chcą stawić czoła przykrej rzeczywistości, która tylko czeka, żeby wyrwać każdemu serce i zgnieść je w błocie i resztek nadziei. Czasami wydawało jej się, że to właśnie wariaci byli jedynymi prawdziwymi osobami. Bycie w pełni świadomym czasami jest zbyt bolesne. Sama coś o tym wiedziała najlepiej.
Nawet jeżeli mówiono inaczej, to zawsze pełniła rolę lokalnego dziwaka. Zamykająca się w pokoju dziewczynka, zostawiona przez matkę, opuszczona przez ojca, zostawiona samej sobie z własnymi, dla wielu irracjonalnymi, lękami. Była akceptowana, ale traktowano ją z tą specyficzną pobłażliwością jaką obdarza się małe dzieci i chorych staruszków. Ale w pewnym momencie przestała chcieć z tym walczyć. "Każdy z nas ma swoją role do odegrania." mówiła sobie, "Widocznie tak musi być, prawda..?".
Był nawet okres, w którym szukała jakiejś odpowiedzi w Bogu. Dlaczego? Pytała kamiennej figury. Dlaczego to ja jestem inna? Dlaczego nie mogę być taka jak inni? Czy zrobiłam coś źle?
Ale nikt nigdy nie odpowiedział.
Późniejsze wydarzenia po prostu przypieczętowały jej los. Stała się zimna i pusta, pozbawiona zasad, za to wypełniona po brzegi wyrzutami sumienia. Nie wiedziała co czuje teraz ta dziewczyna, ale mogła wyczuć jedno - ona też ma swoje dylematy. Nie jest jedną z tych eleganckich laleczek, które ładnie się uśmiechają na komendę i myślą tylko o eleganckich ozdóbkach. To, czy była szalona, czy po prostu doświadczona przez los niczego nie zmieniało. Można powiedzieć, że przez tą chwilę Bibliotekarka zdążyła szlachciankę... No, może nie tyle polubić, co zaakceptować, a to już było osiągnięcie. Ciągnie swój do swego? Możliwe. ALe ona nie chciała się jeszzcze otwierać. Nigdy nie chciała sie otwierać.
-Też tak sobie mówiłam, gdy wychodziłam z domu. -Rzuciła nieco żartobliwie. Spojrzenie szlachcianki nie zrobiło na niej żadnego wrażenia. Nie jeden człowiek próbował ją już tak nastraszyć. Ludzie przychodzący w tych czasach do biblioteki uważali się za Bóg wie jakich myślicieli, którzy wiedzą wszystko o świecie i żyjących na nim istotach, zaś osoby pracujące w tej ostoi wiedzy traktowali jak niespełnionych filozofów, których są w stanie czytać jak dziecinny elementarz. Ileż już osób Clementine rozeźliła odpowiadając im jedynie spokojnym uśmiechem i ignorancją? Straciła rachubę przy trzydziestym.
Jednak zanim brunetka zdążyła zatopić się w rozmyślaniach na temat niszczenia innym ludziom życia, jej towarzyszka niedoli zaczęła coś nucić. Nie znała tej melodii i w pierwszym momencie chciała ja zapytać co to, jednak w realizacji tego pomysłu przeszkodziły jej dwie rzeczy:
a) Miała w ustach dym, którego nie chciała wypuszczać
b) Melodia spodobała jej się na tyle, że chciała wysłuchać jej do końca.
Niestety piosenka skończyła się zaskakująco szybko. Kobieta westchnęła cicho w niemym zawodzie i zaciągnęła się po raz kolejny gęstym dymem, który zaczął powoli wypełniać pokój słodkim, duszącym zapachem, by po kwili wypuścić z ust białą wstążkę, która niemalże natychmiast rozpłynęła się w powietrzu.
-Aż tak po mnie widać ten entuzjazm? -Zapytała rozbawiona i strzepnęła resztkę zwęglonego patyczka i liści na ziemię. -A tak się starałam udawać zadowoloną z życia.
Och, kolejny napad psychotyczny? Widocznie dziewczyna jeszcze bardziej kochała tęczowe serpentynki niż ona. Clem uśmiechnęła się nieco szyderczo i oparła się biodrem o jakiś stolik, z którego istnienia nie zdawała sobie wcześniej sprawy. Przez chwilę obserwowała kobietę, która wyglądała teraz trochę jak sterowana przez kogoś lalka, po czym ruszyła pewnie w jej kierunku, pozwalając luźnemu kosmykowi purpurowo-brązowych włosów musnąć twarz nieznajomej. Usiadła elegancko na krześle uprzednio zajmowanym przez szlachciankę z gracją godną latami szkolonej panienki i wbiła wzrok w wiszące na ścianie portrety. Co ją obchodzi jakaś nawiedzona hrabina, czy inna cholera? Ma swoje problemy, które właśnie zaczęły się nieco wiercić pod gorsetem i wbijać jej się w nerki. Chwała bogu, że były związane wyjątkowo mocno, bo gdyby nie to, pewnie można byłoby dostrzec ich ruch pod materiałem.
Historię tych dwojga znał chyba każdy wy tym mieście. Wielka miłość, zdrada, wojna, śmierć i budynek pozostawiony pusty po wsze czasy, jedynie zaśmiecający miejsce dokumenty. Ona sama nie widziała w tej legendzie nic godnego uwagi. Owszem, było im ciężko. I co z tego? Wszyscy zachwycali się bajeczką sprzed setek lat całkowicie zapominając, że w teraźniejszości też są sprawy godne uwagi i rozpatrzenia. Takie drobne piętna opóźniały ten kraj. Szczególnie pielęgnowana przez rody nienawiść. Niech się w końcu pozabijają i skończą ten żałosny teatrzyk, bo pewnego dnia naprawdę jej puszczą nerwy i paraduje do pałacu królewskiego.
Nocą. A wszyscy wiedzą, jak to się skończy.
Krew będzie ścierana ze ścian przez długie lata.
-W sumie to przyszłam tutaj z ciekawości. Takie tanie rozrywki plebsu. Ale co jaśniepani tutaj robi? Jeżeli szuka przygód z niewyżytymi marynarzami, to proponuję wycieczkę do portu. Chyba że... -Uśmiechnęła się jadowicie. - Postanowiła waszmość postraszyć ludzi swoimi odchyłami. Jeżeli tak, to muszę przeprosić, ale nie takie rzeczy moje wypalone oczy widziały. -Płynnym ruchem strzepnęła nieco popiołu na podłokietnik.
Powrót do góry Go down
Cecylia
Mistrz Gry, Szlachcianka
Cecylia


Liczba postów : 181

Character sheet
ytyi: tyiyi

Atramentowy pałac. Empty
PisanieTemat: Re: Atramentowy pałac.   Atramentowy pałac. EmptySob Kwi 07, 2012 2:48 pm

Milczała. Tak było zawsze po tym, jak już wróciła do normalnego stanu. Tym razem jednak czuła coś jeszcze. Czy było to przerażenie? Kto wie. Jednak to było bardzo prawdopodobne. Pierwszy raz zachowywała się tak w miejscu publicznym, przy obcych. Ujawniła swoją tajemnicę. Było jej przede wszystkim wstyd. Nie lubiła, gdy ktokolwiek to widział. Zazwyczaj nawet na rodziców, których kochała i była im wdzięczna za to, ze przy niej są, krzyczała, że mają się wynosić. Po prostu, nie radziła sobie ze swoją słabością. Przede wszystkim jednak wiedziała, że nikt nie może się o tym dowiedzieć, bo to zapewne przekreśliłoby jej szansę na zostanie królową. Choć z drugiej strony, gdy wmawiała sobie, że jest to moc, którą otrzymała od swojej praprababki czuła się lepsza. Pewność siebie wtedy wypełniała jej ciało i była gotowa zrobić wiele. Ale wmawiała to sobie tylko wtedy, gdy była sama. Wzrok ludzi, to jak patrzyli na nią... Od razu wiedziała, że coś jest nie tak. Dlatego tak bardzo nie lubiła sytuacji takich ja ta. Spojrzała na dziewczynę spode łba. Nie za bardzo teraz chciała patrzeć jej w oczy.
- Kiedy ja wybierałam się w to miejsce, nie spodziewałam się kogokolwiek tutaj spotkać. - Powiedziała odrobinę zachrypniętym głosem. Chrząknęła cicho, licząc na to, że udało jej się to zrobić dyskretnie. Uśmiechnęła się lekko, co miało być niby odpowiedzią na żartobliwy ton Clem. Obserwowała kobietę i właściwie nie wiedziała co dalej miałaby robić. Podeszła do obrazów i spojrzała po raz ostatni na Jacka i Charlotte. Obydwoje byli dosyć urodziwi. Cecylia stwierdziła, że by do siebie pasowali. Jednak, nie mogła przemóc wrażenia, że i tak wszystko co by zrobili skończyłoby się źle. Ona sama nie tyle fascynowała się tą historią, co uznawała ją za protoplastę swojego rodu. Swoiste przekleństwo, którego nie znosiła. Ludzie wzdychali entuzjastycznie nad wielką historią miłości, a Cecylia przecież dobrze wiedziała, że z miłością to wszystko miało mało wspólnego. Miłość to tylko podłoże historii, dodane po to, by była ciekawsza. Co z tego, że ta dwojka tak bardzo się kochała? Najważniejsza częścią historii jest to, do czego to wszystko doprowadziło. Wojna. To jest prawdziwy sens tej historii. Cecylia westchnęła. Wiedziała, że mało osób w ogóle zdaje sobie sprawę z powagi tej historii, właśnie przez to, że Ci, którzy ją spisali interesowali się tylko romansem, by było ciekawiej. Odwróciła się tyłem do portretów i spojrzała na towarzyszącą jej kobietę. Nie wiedziała co o niej myśleć. Na pewno nie była bogata, to rzucało się na samym początku. Z resztą, Cecylia ostatnio obracała się w towarzystwie osób dużo niżej postawionych od niej. Ze wszystkich to tylko Ciężkałapa był "kimś". Jednak zdążyła zauważyć, że ludzie ci mogą być naprawdę interesujący. Nie mogła zrozumieć całej tej szlachty, która nie doceniała ich wszystkich i w dodatku nazywała ich "motłochem". To w końcu też byli ludzie. Albo inne stwory. Niemniej jednak, wielokrotnie byli dużo więcej warci niż cała ta zgraja mieszkająca w pałacu. Cecylia zacisnęła dłonie w pięściach i powstrzymała warknięcie. Gdyby to ona była królową wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej! Może i wszyscy myśleli, że była egoistką, która po prostu chciała zgnoić Lwy i samemu zasiąść na tronie. Ale to nie było tak. Cecylia chciała żeby w Enterneth żyło się dobrze. Żeby te pokraki, które twierdzą, że są najważniejszym rodem w całym królestwie, dostali nauczkę. Jej chodziło tylko o to. Mogła zrezygnować z bycia głową rodu, jeżeli znalazłby się ktoś, kto poprowadziłby go lepiej od niej. Wyprowadziłby go na salony, zrobił z niego rodzinę dumną i pewna swoich praw i osiągnięć. A nie jak ten poprzedni. Cóż to był za idiota! Paktów mu się zachciało z Lwami! Ukazał słabość rodu. Po prostu, dał się zgnoić a przy okazji zrobić to z rodem. Zbrukał ich dumę. Nigdy mu tego nie wybaczyła. Ale on już nie żył. I teraz to ona była jednym z kandydatów na bycie głową Irysów. Z jednej strony jej to pasowało. Chciała dla rodziny jak najlepiej i była pewna, że zrobiłaby to dobrze. Z drugiej jednak... Wpakowała się teraz w niezłe bagno. Owszem, jeżeli im się uda to pomoże klanowi, ale... Jeżeli nie, to lepiej by nie była nikim ważnym wśród Irysów. Nie chciała ich pociągnąć za sobą na dno. Bo gdyby coś się nie udało to oni muszą sobie radzić dalej. Westchnęła i zatrzymała spojrzenie na kobiecie. Cóż, długo milczały. Na tyle długo, by Cecylia zdążyła o tym wszystkim pomyśleć. Co prawda, myślała szybciej niż nie jeden myśliciel, ale mimo wszystko zajmowało to trochę czasu. Zaśmiała się pod nosem. Taaak, ta kobieta zdecydowanie nie wyglądała na zadowoloną. Z resztą, na twarzy Cecylii także nie było widać entuzjazmu, więc czego się spodziewać? Święta są wspaniałe, pod warunkiem, że spędza się je z rodziną. W cudownej atmosferze. Śmiejąc się. A ten rok nie zapowiadał się wesoło. W wielu domach nie było co na stole położyć. Wszyscy drżeli ze strachu przed smokami. A Cecylia spacerowała po ogrodach, nie mogąc znaleźć sobie miejsca w domu. Jej rodzice z trudem patrzyli na podupadającą posiadłość. Cecylia tak bardzo chciała, żeby wszystko było w porządku. Poza tym, jakoś rodzina nie mogła się przekonać do jej nowych towarzyszy. Vinceta i Venca. Cecylia musiała się uśmiechnąć. Dorosły smok zbytnio ją nie obchodził, poza tym, że był jej potrzebny. Za to ten mały... Był uroczy. Cecylia praktycznie nigdy nie była zafascynowana dzieckiem tak, jak w tym momencie. Jeżeli chodzi o małego, to już w całej posiadłości go lubiono. Mniej lub bardziej, ale gdy się uśmiechał wszyscy mu ulegali. Z rozmyślań wyrwał ją głos kobiety. Cecylia musiała przyznać, że ostatnio aż za dużo myślała, ale nie potrafiła się oderwać od spraw tak dla niej ważnych. Słuchała uważnie co do niej mówiono, cały czas patrząc na twarz mówcy. Pierwszą cześć potraktowała całkowicie żartobliwie i już miała odpowiedzieć, że była już w porcie i nikogo nie zastała. Jednak to co kobieta powiedziała chwilę później wytrąciło ją z równowagi. Zacisnęła mocniej wargi i chrząknęła głośno.
- Nie, zdecydowanie nie przyszłam nikogo straszyć. Zważ na to, że jak dotąd nikogo tu nie było. A tak poza tym, to czy mam odchyły czy nie, to chyba nie sprawa kogoś takiego jak ty. - Mimo iż słowa ociekały jadem starała się je wypowiadać całkiem sympatycznie, co dało dosyć dziwny efekt. Tak, jakby mówiła z całkowitą ironią. Cóż, Cecylia nie znosiła takich sytuacji. Liczyła jednak na to, że wszystko będzie w porządku i że dziewczyna nie będzie rozmawiała na ten temat. Pomyliła się jednak, co sprawiło, że Cecylia zareagowała obroną, której wcale nie chciała używać. Po chwili milczenia zdecydowała się jednak ulotnić z tego, jakże feralnego miejsca. Spojrzała tylko na dziewczynę, kiwnęła jej głową na pożegnanie i już jej tam nie było. Sama nie wiedziała czemu, ale zaczęła biec, jakby chciala zapomnieć o tym, co się wydarzyło.

z/t
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Atramentowy pałac. Empty
PisanieTemat: Re: Atramentowy pałac.   Atramentowy pałac. Empty

Powrót do góry Go down
 
Atramentowy pałac.
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Królestwo znów potrzebuje bohaterów! :: yuoygp :: Ogrody i herbaciarnie-
Skocz do: